- Fajnie się dogadujemy na boisku i poza nim. Nie chcę zapeszać, ale oby tak dalej. Fajna grupa się zebrała młodszych i starszych osób. Nie ma, na co narzekać. Wszyscy ciężko trenują i pracują na to, żebyśmy wygrywali - powiedział w rozmowie z naszym portalem kapitan PGE Spójni Stargard.
Biało-Bordowi pokonali w niedzielę Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski 79:73. Po raz kolejny jednak fatalnie zaczęli, bo po trzech minutach przegrywali 0:8. Trudno się dziwić, że zdenerwowany trener Andrej Urlep szybko poprosił o pierwszą przerwę. Czym są spowodowane tak złe początki? Wyjątkiem był dobry start środowego meczu z Fotbal Club Arges. - W sumie ciężko stwierdzić. Po prostu musimy zagrać trochę lepiej, skuteczniej i wtedy będzie OK. Potrzeba może trochę spokoju, chłodnej głowy. Trzeba grać w koszykówkę od samego początku, a nie się przejmować jakimiś drobiazgami - przyznał Paweł Kikowski.
Kolejne kwarty również łatwe nie były, a po 30 minutach gospodarze przegrywali 54:60. - Stal na pewno przyjechała bardzo zmobilizowana. Bardzo dobrze grali w obronie. Nie wykorzystaliśmy kilku prostych sytuacji, szczególnie w pierwszej połowie i dlatego nie zdołaliśmy odjechać im. W pewnym momencie, znowu zrobiło się gorąco tak, jak z drużyną z Rumunii ostatnio, ale całe szczęście do tej pory potrafimy przepychać takie mecze - ocenił Paweł Kikowski.
Ostatnia część to już zupełnie inna historia. PGE Spójnia wygrała czwartą kwartę 25:13, a mecz nie pierwszy raz w tym sezonie przejął Luther Muhammad. Przez 30 minut trafił tylko 2/6 rzutów z gry, ale na koniec miał 6/14 i 20 zdobytych punktów. - Widać było, że Lu nie jest sobą, ale też oni bardzo mocno zacieśniali do niego. Nie gra się łatwo, jeśli cała drużyna przeciwna gra przeciwko niemu. Kilku rzutów na początku nie trafił, ale w najważniejszych momentach wziął na siebie ciężar i dowiózł nas do końca - ocenił najbardziej doświadczony koszykarz PGE Spójni Stargard.
Niedzielny mecz to pierwszy poważny sygnał, że rywale uczą się gry PGE Spójni Stargard i coraz lepiej znają atuty najważniejszych koszykarzy. Jak odpowiedzą na to Biało-Bordowi? - Może ktoś inny wyjdzie na piedestał i zacznie trafiać. Na przykład ja - śmiał się Paweł Kikowski.
W niedzielnym meczu taką odpowiedzią było 17 punktów Aleksandara Langovicia i 15 Jaydena Martineza. Faktycznie jednak lepsza skuteczność kapitana by się przydała. W trzech ligowych meczach Paweł Kikowski trafił tylko 2/13 rzutów z gry w tym 1/8 za trzy punkty. - Na razie rzuty nie wpadają. Taka czasami jest przypadłość strzelca, że wpada w czarną dziurę, ale jak ta czarna dziura pójdzie za przeproszeniem w cholerę, to pewnie będzie, jak z rękawa - optymistycznie skomentował nasz rozmówca.
To jeszcze wczesny etap sezonu 2024/2025, ale na razie skuteczność strzelca, który przyzwyczaił do 40% celnych "trójek" jest fatalna. Do poprzednich lat nawet nie ma sensu się odnosić, bo tak źle jeszcze nie było.
- W ostatnich latach tak nie było, ale co zrobić. Spokojnie, póki wygrywamy, jest OK. Gorzej jak byśmy przegrywali. Całe szczęście, że drużyna to ogarnia i wygrywamy. Ja staram się robić swoje. Czy będę oddawał dalej rzuty? No muszę, bo jestem strzelcem i jestem przekonany, że zacznę trafiać. Muszę po prostu dawać z siebie Maksa, a jak dorzucę jeszcze parę "trójek" to myślę, że może będzie mniej emocji w końcówce - podkreślił koszykarz, który w niedzielę grał przez prawie 22 minuty. Zdobył cztery punkty, ale co zaskakujące miał sześć zbiórek.
PGE Spójnia Stargard na przygotowanie do kolejnego meczu nie ma nawet 70 godzin. Już w środę Biało-Bordowi zagrają z BC Parnu Sadam, a do Estonii muszą jeszcze dolecieć. - Nie ma lekko. U nas nie ma nudy. Cały czas coś się dzieje. Znając życie, w poniedziałek będziemy mieć trening. Następnego dnia lecimy do Estonii. Tam pewnie znowu trening, mecz, wracamy, później znowu trenujemy i kolejny mecz. Dzieje się dużo. Nie ma czasu za bardzo na odpoczynek ani na za dużo myślenia o tym, co się działo, bo następne przygody przed nami - podsumował kapitan PGE Spójni Stargard.
Materiał sponsorowany