PGE Spójnia Stargard wygrywając we wtorek z Anwilem Włocławek 81:77, zapisała się w historii polskiej koszykówki.
Ten wyczyn będzie wspominany jeszcze przez wiele lat i to nie tylko przez fanów Biało-Bordowych. Sytuacja, w której ósmy zespół sezonu zasadniczego wyeliminował najwyżej rozstawionego rywala, wydarzyła się już w 2017 roku, gdy Czarni Słupsk zwyciężyli we Włocławku. Teraz jednak wyczyn był jeszcze większy, bo niżej notowany zespół awansował pomimo porażek w dwóch pierwszych meczach.
Trener Sebastian Machowski na pomeczowej konferencji prasowej został zapytany, czy pamięta, kiedy stargardzki klub zdobył medal i udzielił prawidłowej odpowiedzi (wicemistrzostwo Polski z 1997 roku). Szkoleniowiec pytającemu dziennikarzowi zrewanżował się inną zagadką. - Czy wiesz, kiedy jako trener już wygrałem serię, startując z ósmego miejsca? Odpowiedzi na takie pytanie raczej nikt nie znał, ale trener PGE Spójni chwilę później wszystko wyjaśnił. - Ósme miejsce wygrało z pierwszym w Niemczech w 2010 roku. Braunschweig grał wtedy z Oldenburgiem - powiedział Sebastian Machowski.
Sprawdziliśmy, że wtedy prowadzony przez obecnego trenera PGE Spójni Braunschweig przegrał w półfinale, a w Niemczech nie gra się meczów o trzecie miejsce. Stargardzka drużyna będzie miała dwie szanse na medal. Zapewni to sobie wygrywając półfinał z Kingiem Szczecin a jeżeli to się nie uda zostanie jeszcze rywalizacja o brąz.
- Następny bardzo silny przeciwnik czeka na nas. Oni już grali mocną serię w play-offach. Jest trochę inaczej w takich derbowych seriach, ponieważ może nie być stresu związanego z podróżowaniem. Do Szczecina pojedziemy w dniach meczowych. To będzie seria z zespołem, z którym już wygraliśmy, czyli coś, czego nie było przed rywalizacją z Anwilem. Zobaczmy, jak się przygotujemy fizycznie, mentalnie i taktycznie na te pierwsze mecze. Naprawdę wierzę i pokazaliśmy już to, że istotne są korekty, które wprowadzamy w trakcie serii. Potrzebujemy grać najlepszą koszykówkę w maju i zobaczymy, czy będziemy grać w play-offach w czerwcu - zaznaczył Sebastian Machowski.
To, co najciekawsze było na koniec, ale pomeczowa konferencja rozpoczęła się bardziej konwencjonalnie. - Po pierwsze chciałbym pogratulować obu drużynom za świetną serię. Komplementy dla Anwilu za bardzo mocny sezon. Oczywiście to jest trudne, kiedy przegrywasz ostatni mecz. Nie wiem dokładnie kiedy, ale po dwóch porażkach powiedziałem, że wierzę, że możemy pokonać ten zespół. Od tego dnia w trzech kolejnych meczach weszliśmy na inny poziom. Staliśmy się jednością, a gracze naprawdę chcieli wygrać. Nie chcieli przegrać. Chcieli pokonać prawdopodobnie najlepszy zespół w Polsce w trzech meczach z rzędu. To jest prawdziwa historia, prawdziwy sukces - komentował trener Biało-Bordowych.
- Jestem bardzo szczęśliwy ze względu na klub i naszych fanów, którzy przyjechali w dużej liczbie do Włocławka. Może 200 lub 300 kibiców nas wspierało. Jest bardzo dużo dobrej atmosfery i wibracji w mieście wokół klubu. Teraz oczywiście wszyscy oczekujemy na derby i półfinał. Nie jesteśmy jeszcze gotowi na wakacje - dodał Sebastian Machowski, który był między innymi pytany o przemianę Stephena Browna. Amerykanin słabo zaczął serię z Anwilem Włocławek, ale w kolejnych meczach grał lepiej, a w decydującym pojedynku pokazał swoją wartość.
- Nie grał swojej najlepszej koszykówki w pierwszym meczu, ale od drugiego do piątego spotkania był dla nas jednym z kluczowych graczy. Jest jednym z najszybszych rozgrywających w lidze. W piątym meczu ponownie pokazał, jakie ma możliwości. Trafiał rzuty z daleka, ale mógł też wchodzić pod kosz. Zdecydowanie był kluczem do naszego sukcesu. Ponownie jednak powiem, że dla nas najważniejsza była pewność siebie i zrozumienie, że możemy pokonać ten zespół nawet po czterech porażkach - dwóch w sezonie regularnym i dwóch w play-offach. Prawdopodobnie wygrana w trzecim zaciętym meczu u nas w domu była kluczem do tej serii - analizował szkoleniowiec Biało-Bordowych.
Nie tylko atak, ale przede wszystkim defensywa. PGE Spójnia zatrzymała Anwil na 77 punktach, a ekipa prowadzona przez trenera Przemysława Frasunkiewicza trafiła 8/44 "trójek".
- Anwil ma wielu ofensywnie utalentowanych graczy. Zranili nas wiele razy w pierwszych dwóch meczach. Powiedzieliśmy sobie, że chcemy być bardziej agresywni w defensywie. Więcej zmienialiśmy też krycie poszczególnych graczy. Skuteczność rzutowa, która zawodziła w pierwszych meczach, teraz zadziałała na naszą korzyść. To jest bardzo trudne, kiedy ofensywna odpowiedzialność spoczywa na ramionach jednego Victora Sandersa, który musi robić wszystko. Nawet jeżeli zdobywasz punkty i grasz sam, nie wygrasz. Powiedzieliśmy to sobie przed tymi meczami i to się sprawdziło - podsumował Sebastian Machowski.
Materiał sponsorowany