Był ważną postacią drużyny, która wygrała LOTTO 3x3 Ligę, a w sobotę powrócił do gry w Orlen Basket Lidze. Z Sebastianem Kowalczykiem rozmawialiśmy o koszykówce 3x3, meczu PGE Spójni Stargard z Muszynianką Domelo Sokołem Łańcut i planie na marcową serię spotkań przed stargardzką publicznością. Nasz rozmówca zdradził również, jak reagował na trudny moment, gdy przez cztery ligowe mecze nie pojawił się na parkiecie.
Patryk Neumann, e-stargard.pl: W 22. kolejce Orlen Basket Ligi wygraliście z Muszynianką Domelo Sokołeł Łańcut 77:56.
Sebastian Kowalczyk, koszykarz PGE Spójni Stargard: Bardzo cieszymy się z tego zwycięstwa, ponieważ po takiej przerwie czasami można wypaść z rytmu meczowego. Nie mieliśmy sparingu w czasie tej przerwy. Było trochę znaków zapytania, ale jak widać, zespół wyszedł bardzo skoncentrowany, z bardzo dużą energią i myślę, że przede wszystkim pierwsza połowa pokazała, że jesteśmy dużo lepszym zespołem i chcemy bardziej wygrać. Wiadomo, trochę koncentracja spadła w drugiej połowie. Straty, niecelne rzuty, ale myślę, że po dobrze przepracowanym okresie dwutygodniowym pokazaliśmy, że możemy grać na dużej intensywności, z dobrą energią w ataku i obronie.
Pan wrócił do gry w Orlen Basket lidze po 48 dniach. Jakie to uczucie?
- Czasem tak jest w życiu koszykarza. Jest dobrze, czasem jest źle. Falami jest to granie, ale cały czas utrzymuję koncentrację przez dłuższy okres. Staram się trenować na maksa na treningach. Nieważne, czy występujesz w spotkaniach więcej minut, w ogóle nie występujesz, czy jesteś starterem, trzeba utrzymać przez cały sezon koncentrację i energię. W sobotnim meczu nadarzyła się okazja, że wyszedłem i pograłem w większym wymiarze czasowym.
Po długiej przerwie wróciliście do hali OSiR i odnieśliście kolejne wysokie zwycięstwo. Zanosiło się nawet, że rozmiarami będzie zbliżone do styczniowego meczu z Krajową Grupą Spożywczą Arką Gdynia (91:54).
- Myślę, że to było porównywalne spotkanie, jak dwa miesiące temu z Arką u siebie, gdzie też prowadziliśmy do przerwy wysoko, ale niestety teraz koncentracja szybciej spadła i trochę mieliśmy problemów w drugiej połowie. Pamiętam, że z Arką przez całe spotkanie graliśmy agresywnie i z koncentracją, ale zwycięstwo cieszy. Tym bardziej tutaj w końcu przed własną publicznością, gdzie było widać i słychać po zachowaniu naszych kibiców, że również podziękowali nam za zwycięstwo w 3x3. Za to im też ogromnie dziękujemy i wielkie brawa. Wiadomo, że lepiej się zawsze gra u siebie. W sobotnim meczu była taka fajna atmosfera.
Wszystkie marcowe mecze rozegracie właśnie u siebie. Cztery zwycięstwa to plan realny, czy ambitny?
- Ambitny i realny. W sporcie tak naprawdę wszystko jest możliwe, bo jak widać po tej lidze, że jeżeli nie wyjdziesz skoncentrowany, przygotowany to możesz przegrać z drużynami z dołu tabeli. Taki jest plan. Mamy jeszcze trzy mecze u siebie i obyśmy dobrze go zrealizowali.
Z jakimi oczekiwaniami jechał pan do Sosnowca na LOTTO 3x3 Ligę?
- Ogólnie przed samym turniejem, gdzie zgłosiłem angaż, była to też forma treningu i grania w oficjalnym spotkaniu. Wiadomo, że to jest 3x3, ale na treningach również się trenuje takie fragmenty jeden na jeden, dwa na dwa i trzy na trzy. Oprócz tego, że był to trening, widziałem też bardzo, jak na tym turnieju zależy chłopakom, kibicom, prezesowi i wszystkim osobom w klubie, więc tak naprawdę pojechaliśmy z myślą o zwycięstwie. Jak widać, nie ma rzeczy niemożliwych. Marzenia się spełniły i wygraliśmy to wszystko.
Pojechaliście tak trochę z marszu, ale rośliście z każdym kolejnym meczem. Również piątkowy turniej wam pomógł.
- Z jednej strony pomógł nam pod względem tego, że się obyliśmy z koszykówką 3x3, a z drugiej strony zabrało nam to trochę energii. Muszę przyznać, że takie granie cały dzień z przerwami 2-3 godzinnymi zabiera dużo energii. Jest to wymagająca forma koszykówki, ale jak widać, przetarcie w pierwszym dniu nam dużo pomogło i na drugi dzień po niesamowicie zaciętych spotkaniach zdołaliśmy wygrać wszystko.
Szczególnie ćwierćfinał i finał były bardzo zacięte. Czy w takich końcówkach się kalkuluje?
- Oj nie! To wtedy powiedzieliśmy sobie nawet na paru time-outach, że nie kalkulujemy, zostawiamy wszystkie siły na parkiecie. Jak widać odrobina szczęścia, też pomogła, więc przy tak dynamicznej koszykówce tam nie ma żadnych kalkulacji.
Nawet przed telewizorem trudno było nadążyć za boiskowymi wydarzeniami i stwierdzić, dlaczego zagraliście za jeden punkt, a nie za dwa. Tym bardziej na boisku to są sytuacje meczowe.
- Rozmawiając z zawodnikami bardziej doświadczonymi w 3x3, z reprezentantami Polski też dostaliśmy parę wskazówek, że w koszykówce 3x3 co masz, to bierzesz. Jak masz w drugiej sekundzie otwarty rzut, bo ktoś się pośliznął, to bierzesz ten rzut. Nawet w końcówce jeżeli nie ma time-outu i na szybko wszystko się dzieje, musisz brać wolne pozycje i rzucać. W meczu z Ostrowem akurat mieliśmy chwilę przerwy i mieliśmy rozrysowaną zagrywkę na to, żeby zakończyć to od razu dwójką, a nie wjazdami pod kosz. Mądra koszykówka, ale tak dynamiczna, że szybko wszystko się dzieje.
Dominik Grudziński pojechał z drużyną LOTTO 3x3 Warszawa reprezentującą Polskę i prowadzoną przez trenera Piotra Rękiela na turniej do Amsterdamu. Co z panem? Czy już jakieś zapytania były ze strony trenera?
- Do mnie jeszcze nic nie dotarło, zobaczymy. Ja na razie skupiam się bardziej na koszykówce pięć na pięć. Chcę pomóc jak najbardziej drużynie. Mamy przed sobą ważny cel, więc nie myślę za bardzo teraz o koszykówce 3x3, choć wiadomo, że jeżeli trener, czy ktoś będzie miał jakieś zapytanie, nawet po sezonie to myślę, że można rozważyć tę propozycję.
Perspektywa Kwalifikacji olimpijskich w maju jest kusząca, ale może to jeszcze kolidować z sezonem w Orlen Basket Lidze.
- Dla mnie priorytetem jest koszykówka pięć na pięć, ale same słowa igrzyska olimpijskie brzmią niesamowicie, więc trzeba tutaj bardzo to przeanalizować.
Fani w Stargardzie mocno świętują sukces w LOTTO 3x3 Lidze, bo to jest pierwsze mistrzostwo, jakie Spójnia zdobyła w seniorskich rozgrywkach. Tydzień po tym sukcesie nadal byliście fetowani, a sobotni mecz z Muszynianką Domelo Sokołem Łańcut był do tego świetną okazją.
- No i to jest piękne, bo oprócz tego, że przywitali nas w okolicach 1. w nocy, to teraz jeszcze z większą widownią podziękowali za to mistrzostwo. Widać, że w Stargardzie kibice żyją koszykówką i to jest piękne.
To jeszcze na koniec temat, który musi się pojawić w tej rozmowie. Czy w trudnym okresie bez gry zastanawiał się pan nad swoją przyszłością w PGE Spójni Stargard?
- Pyta pan, czy chciałem zmienić klub? Nie chciałem. Byłem tu od początku. Wiem, jaki drużyna ma cel. Robiłem swoje i jak mam być szczery nie myślałem o zmianie barw klubowych.
Zapytałem, bo zwykle, gdy zawodnik wypada z rotacji, pojawiają się spekulacje transferowe.
- Tak, ale ja tak szybko nie odpuszczam. Trzy mecze z rzędu, w których nie zagrałem, nie zmieniły mojego podejścia. Bardzo się z tego cieszę, bo to właśnie różnie bywa. Wiadomo, to nie jest łatwa sytuacja, ale u mnie to nic nie zmieniło. Robiłem swoje, bo już z 15-letnim doświadczeniem w zawodowej koszykówce dużo widziałem i wiem, że trzeba robić swoje, a lepsze czasy nadejdą.
Czy z innych klubów były jakieś zapytania?
- Właśnie do mnie nic nie dochodziło, ale brat mi podsyłał jakieś informacje, więc nie wiem. Po sezonie może się zapytam swojego agenta. Już teraz nawet mi się nie chce głowy tym zaprzątać.
Tu jesteś:
- Wiadomości
- Sport
- Sebastian Kowalczyk: nie myślałem o zmianie barw klubowych. Ja tak szybko nie odpuszczam. [WYWIAD]