Para niespotykana czyli Danuta i Jerzy Waliszewscy właściciele Apteki Nowej.
B.Ł - Powiedzieć o Państwu farmaceuci to zdecydowanie za mało. Farmaceuci - pasjonaci i miłośnicy brzmi o wiele lepiej. Myślę nie tylko o uczuciu do zawodu, ale również do siebie. Od której miłości wszystko się zaczęło?
Danuta - Zdecydowanie nasza miłość była pierwsza. Ta do farmacji przyszła później. Odkryliśmy ją w momencie rozpoczęcia pracy. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę z naszych możliwości i z pełną świadomością wybraliśmy drogę zawodową.
Jerzy - Będąc na studiach nie wiedziałem jaką twarz przybierze moja droga zawodowa, za to twarz mojej przyszłej żony zapamiętałem od pierwszego wejrzenia! Byłem na czwartym roku studiów, spotkałem ją w akademiku… W 1979 roku rozpoczęła się nasza wspólna droga, która trwa do dnia dzisiejszego. Miłość do farmacji również trwa, ale na nią potrzebowałem dużo więcej czasu (śmiech). Kiedy rozpoczynałem pracę czyli w 1980 roku oblicze farmacji było zupełnie inne niż to, które mamy dzisiaj.
B.Ł - Jak żyje się małżeństwu, które uprawia ten sam zawód i prowadzi wspólny, farmaceutyczny biznes?
Jerzy - To nie do końca tak. Uprawiamy ten sam zawód, to prawda. Nie czujemy się jednak biznesmenami, groszorobami. Pieniądze nie są celem samym w sobie. Ta praca to nasza pasja, misja poniekąd. Tak do tego podchodzimy. Drogę zawodową rozpoczęliśmy w poznańskim Cefarmie, potem wspólnie przenieśliśmy się do Stargardu. Zaczęliśmy pracować w aptece zakładowej. Ja byłem kierownikiem, Danuta - zastępcą.
B.Ł - Jak się pracuje razem? Czy to nie powoduje dodatkowych, małżeńskich komplikacji?
Danuta - Na początku byliśmy w jednej firmie, ale w różnych aptekach, potem na chwile nasze drogi się rozeszły. Ja przeszłam do Sanepidu, mąż nadal pracował w aptece. Kolejna była apteka szpitalna, gdzie pracowaliśmy biurko w biurko i to był zdecydowanie najtrudniejszy czas (śmiech). Wreszcie przyszedł czas na samodzielną działalność. Połączyliśmy siły i zaczęliśmy działać na swoim. I choć wydawać się może, że pracujemy razem, to jednak zajmujemy się zupełnie innymi rzeczami. Ja zdecydowanie lepiej czuję się w sprawach ekonomicznych. Mąż z kolei lubi uczyć, dzielić się wiedzą, jest pasjonatem zawodu. Podział ról wyklarował się spontanicznie i jest idealny, zgodny z naszymi umiejętnościami i charakterami.
B.Ł - Widzę, ze przerobiliście Państwo wszystkie możliwe warianty współpracy. Zarówno na niwie zawodowej, jak i prywatnej. Jaka jest więc recepta na prowadzenie przez 30 lat wspólnego interesu i 40 lat małżeństwa?
Jerzy - Recepta? Definicja recepty na wspólne życie i prace to przede wszystkim kompromisy, ale nie zgniłe! Trzeba być delikatnym i subtelnym, ale też umiejętnie stawiać granice.
Danuta - Ważne też, żeby priorytety były podobne. My od początku wiedzieliśmy, ze mamy zbliżone oczekiwania wobec życia. Jeśli więc spotykają się młodzi ludzie, których oprócz uczucia łączy przyjaźń, podobne wartości i cele to jest duża szansa na to, że związek będzie udany. Trzeba patrzeć w jedną stronę - to jest moja recepta.
B.Ł - Farmaceuci, podobnie jak lekarze muszą uczyć się przez cały okres aktywności zawodowej. To przekleństwo tego zawodu czy zaleta?
Danuta - To nieodłączna cecha tego zawodu. Miałam te świadomość od samego początku. W tym fachu nauka się nie kończy. W tej chwili z powodu pandemii dokształcamy się również online, wciąż trzeba mieć otwarty umysł.
Jerzy - Z czasem, kiedy nabywamy cech emeryckich coraz trudniej jest się dokształcać, muszę to przyznać. Zmienność otoczenia biznesowego powoduje, ze trzeba uczyć się nowych rzeczy, które mają niewiele wspólnego z farmacją. Na szczęście oboje należymy do osób, które są ciekawe wszystkiego, więc wciąż pogłębiamy naszą wiedzę. Szkopuł w tym, że w pewnym wieku chciałoby się mieć więcej czasu na przyjemności i rozwijanie pasji a do tego trzeba czasu wolego.
B.Ł - Czasu wolnego, jak na lekarstwo a pasji mnóstwo. Pan jest znanym miłośnikiem Stargardu. Niejeden historyk mógłby pozazdrościć wiedzy. Skąd taki sentyment do miasta?
Jerzy - Miłość do Stargardu zaczęła się wraz z miłością do żony. Pokochałem to miasto 42 lata temu, kiedy po raz pierwszy tu przyjechałem. To jest piękne, historyczne miasto. Łatwo jest je kochać. Udało mi się nawet połączyć pasję z nauka i miłością. „Aptekarstwo stargardzkie do 1945 roku”- tak brzmi tytuł mojej pracy doktorskiej, którą mam nadzieję wydać.
Danuta - Koniecznie powinieneś jeszcze wspomnieć o swoich niedzielnych wycieczkach, które polegają na poszukiwaniu każdej poluzowanej cegły w murach obronnych! Ja śpię, mąż jeździ - tak wyglądają nasze niedzielne poranki! No i „Spacery po Stargardzie”, których jesteś pomysłodawcą. Na wycieczki z moim mężem zapisuje się kilkadziesiąt osób!
B.Ł - Pani, Danuto ma równie ciekawe zainteresowania, choć zdecydowanie bardziej światowe. Jerzy kocha Stargard, Pani - Francję. Skąd u farmaceutycznej duszy miłość do wszystkiego, co francuskie?
Danuta - Kocham ten kraj już od ogólniaka! Już wtedy uczyłam się francuskiego, teraz również to robię. Podróż poślubna? Oczywiście do Paryża. Od 12 lat każdy, dwutygodniowy urlop spędzamy z mężem we Francji. I to nie z wycieczkami. Jeździmy sami, we własnym tempie. Bo my musimy poczuć smak i zapach. Napawamy się kulturą, widokami. Zwiedziliśmy już chyba wszystkie regiony. Robimy zdjęcia, spisujemy wspomnienia.
B.Ł - Trzydziestolecie apteki, czterdziestolecie małżeństwa. Czego można życzyć Państwu przy okazji tak pięknych jubileuszy?
Jerzy - Żeby to, co jest między nami nadal trwało. To jest nasza siła napędowa.
Danuta - Mniej pracy a więcej wypoczynku i czasu na realizację osobistych planów, bo mamy ich bardzo, bardzo wiele.