Piłkarze Błękitnych Stargard nie byli faworytem wyjazdowego meczu z walczącą o baraże Stalą Rzeszów.
Na Podkarpaciu sprawili jednak niespodziankę, remisując 2:2. Piątkowy mecz dostarczył emocji, jakich dawno nie było z udziałem naszej drużyny.
- To był dla nas trudny mecz. Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy do drużyny, która była faworytem w tym spotkaniu. Chcieliśmy w pierwszej połowie się cofnąć, odebrać piłkę i wyprowadzić szybki kontratak. Nie udało nam się. Zabrakło trochę dokładności - ocenił na pomeczowej konferencji prasowej trener Jarosław Piskorz.
Na początku drugiej połowy trafiła się znakomita szansa, żeby powalczyć o zwycięstwo. Błękitni jednak długo nie wykorzystywali przewagi zawodnika, z jaką grali. Co więcej sami byli w dużych opałach przegrywając 0:2.
- Druga połowa zaczęła się dobrze dla nas. Czerwona kartka dla zawodnika Stali, ale to uspokoiło nasz zespół. Później wkradła się nerwowość i dwie bramki stracone nie mogą się przytrafić na takim poziomie, gdzie drużyna gra 11 na 10 - przyznał trener Błękitnych Stargard.
W tej sytuacji skończyło się dość szczęśliwie, bo remisem 2:2. Co ciekawe to już drugi taki mecz, w którym drużynę prowadził Jarosław Piskorz. Jesienią, gdy w Grudziądzu zastępował Tomasza Grzegorczyka Błękitni również przegrywali 0:2 i zremisowali 2:2. Wtedy także wyrównującego gola w 90. minucie zdobył Jakub Ostrowski. W piątkowym starciu stargardzki szkoleniowiec zastępował trenera Adama Topolskiego i wraz z drużyną wyszedł z dużej opresji.
- Dostaliśmy impuls. Strzeliliśmy bramkę na 2:1. Dążyliśmy do wyrównania. Udało się zremisować w 90. minucie i z tego punktu na pewno jesteśmy zadowoleni, ale jak się gra 11 na 10, to mecze trzeba wygrać. Do dwóch bramek zespołu gospodarzy nie można dopuścić. Dziękuję drużynie za walkę i za charakter, że uwierzyła, że z tego 2:0 można jeszcze wyciągnąć na 2:2 - podsumował Jarosław Piskorz.
Na Podkarpaciu sprawili jednak niespodziankę, remisując 2:2. Piątkowy mecz dostarczył emocji, jakich dawno nie było z udziałem naszej drużyny.
- To był dla nas trudny mecz. Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy do drużyny, która była faworytem w tym spotkaniu. Chcieliśmy w pierwszej połowie się cofnąć, odebrać piłkę i wyprowadzić szybki kontratak. Nie udało nam się. Zabrakło trochę dokładności - ocenił na pomeczowej konferencji prasowej trener Jarosław Piskorz.
Na początku drugiej połowy trafiła się znakomita szansa, żeby powalczyć o zwycięstwo. Błękitni jednak długo nie wykorzystywali przewagi zawodnika, z jaką grali. Co więcej sami byli w dużych opałach przegrywając 0:2.
- Druga połowa zaczęła się dobrze dla nas. Czerwona kartka dla zawodnika Stali, ale to uspokoiło nasz zespół. Później wkradła się nerwowość i dwie bramki stracone nie mogą się przytrafić na takim poziomie, gdzie drużyna gra 11 na 10 - przyznał trener Błękitnych Stargard.
W tej sytuacji skończyło się dość szczęśliwie, bo remisem 2:2. Co ciekawe to już drugi taki mecz, w którym drużynę prowadził Jarosław Piskorz. Jesienią, gdy w Grudziądzu zastępował Tomasza Grzegorczyka Błękitni również przegrywali 0:2 i zremisowali 2:2. Wtedy także wyrównującego gola w 90. minucie zdobył Jakub Ostrowski. W piątkowym starciu stargardzki szkoleniowiec zastępował trenera Adama Topolskiego i wraz z drużyną wyszedł z dużej opresji.
- Dostaliśmy impuls. Strzeliliśmy bramkę na 2:1. Dążyliśmy do wyrównania. Udało się zremisować w 90. minucie i z tego punktu na pewno jesteśmy zadowoleni, ale jak się gra 11 na 10, to mecze trzeba wygrać. Do dwóch bramek zespołu gospodarzy nie można dopuścić. Dziękuję drużynie za walkę i za charakter, że uwierzyła, że z tego 2:0 można jeszcze wyciągnąć na 2:2 - podsumował Jarosław Piskorz.
Materiał sponsorowany