PGE Spójnia Stargard wróciła na właściwe tory, ale ostatnie tygodnie były trudne i pełne zwrotów sytuacji.
Gościem studia przed spotkaniem z Eneą Astorią Bydgoszcz prowadzonego na facebookowym profilu PGE Spójni Stargard przez Pawła Laskowskiego był prezes Paweł Ksiądz. Oczywiście głównym wątkiem były transfery i ostatnie zmiany. Nie zabrakło ciekawych kulisów. Jeżeli jednak nie wydarzą się kolejne nieprzewidywalne rzeczy (głównie chodzi o kontuzje) to PGE Spójnia Stargard dokończy sezon w obecnym składzie. Do rotacji dojdą jeszcze pauzujący w ostatnich tygodniach Filip Matczak i Tomasz Śnieg.
- Wszystkie zawirowania w składzie zaczęły się od momentu odejścia Tarranta do Izraela. Zawodnik odszedł na własną prośbę i zwrócił się do zarządu o możliwość rozwiązania kontraktu. Po drodze były jeszcze inne rzeczy związane z tym, że zawodnik nie pojawił się na treningu. My wyznajemy zasadę, że jeżeli zawodnik nie chce grać w PGE Spójni to, nie musi grać. Z niewolnika nie ma pracownika - rozpoczął prezes PGE Spójni Stargard.
Ricky Tarrant odszedł nagle w połowie grudnia po meczu z Enea Zastalem BC Zielona Góra. Od tego momentu rozpoczęły się poszukiwania zastępcy, które tak naprawdę trwały przez ponad miesiąc. Wszystko mogło potoczyć się znacznie szybciej. Pierwszy wybór był bardzo ciekawy. Zaledwie po kilku dniach w kontekście PGE Spójni w mediach wypłynęło nazwisko Anthony "Cat" Barber. Kibice bardzo liczyli na ten transfer i okazuje się, że było blisko realizacji.
- "Cat" Barber był skautowany, jak wielu innych zawodników do Stargardu. Agenci zawodnika przyjęli propozycję. Ustaliliśmy praktycznie wszystkie warunki formalno-finansowe z zawodnikiem. Kontrakt został wysłany do zawodnika i czekaliśmy. Nie raz ten kontrakt wraca po jednym lub dwóch dniach. Tu przez trzy, cztery dni zawodnik nie odzywał się z agentem. Stwierdziliśmy po pewnym czasie dając deadline, że ten zawodnik nie będzie reprezentował PGE Spójni - tłumaczył Paweł Ksiądz.
Do Stargardu w końcówce 2020 roku przyjechał Jerome Dyson. Miał być hit, a było transferowe pudło.
- Wszyscy wiemy, jakie było CV. Przy pierwszym podpisaniu wszyscy twierdzili, że to będzie gwiazda ligi. Zawodnik sam nas przekonywał, że przygotowywał się do sezonu. Chodził na siłownię, gdzie mógł, to grał. Okazało się to, co się okazało. To jest to właśnie ryzyko. Agenci również zapewniali, że będzie wszystko OK. Grał w topowych ligach w Europie. Zdawało nam się, że ryzyko nieprzygotowania będzie mniejsze. Dawaliśmy sobie dwa tygodnie. Zawodnik był na okresie próbnym, w którym musiał przekonać sztab trenerski. Zawodnik tego okresu nie przeszedł. Mogę nawet powiedzieć, że kontrakt nie wszedł w życie. Zgodnie z klauzulą z kontraktu zawodnik na prośbę klubu wyjechał ze Stargardu - podsumował sytuację Jerome’a Dysona Paweł Ksiądz.
Dopiero dwa ostatnie transfery zakończyły poszukiwania. Podstawowym rozgrywającym jest Jay Threatt, który w obu ostatnich meczach spędzał na parkiecie ponad 30 minut. - Przyszedł nowy trener Marek Łukomski, który też swoje filozofie skautingowe wprowadził do klubu. Tak, jak zawsze ostatnie zdanie ma trener. Jay Threat grał na polskich parkietach, ale nie grał dziewięć miesięcy w koszykówkę. Trener z nim bezpośrednio rozmawiał jeszcze, jak Jay był w Ameryce. Pokazywał, że wszystko jest dobrze i ryzyko jest małe - ocenił prezes PGE Spójni.
Kontuzja Tomasza Śniega sprawiła, że do drużyny dołączył też Francis Han, który ma polski paszport. - Wiemy dokładnie, że do 15 grudnia grał w basket po 30 minut w meczach. Ryzyko nieprzygotowania było minimalne. Kwestia wprowadzenia się do zespołu, ale widząc po pierwszym meczu jednego i drugiego myślę, że tutaj trafiliśmy w dziesiątkę - przyznał Paweł Ksiądz.
Gdyby zamieszania było mało równolegle, toczyły się poszukiwania trenera. Dlaczego do PGE Spójni nie trafił ostatecznie Predrag Krunić? - Było trzech kandydatów: jeden zagraniczny i dwóch polskich. Nazwisko nie jest wielką tajemnicą. Rozmawialiśmy z trenerem Kruniciem o możliwości przyjścia do Stargardu. Mi osobiście nie spodobało się to, że trener poprosił jeszcze o trzy, cztery dni żebyśmy się wstrzymali z podpisaniem kontraktu, bo będzie obserwował ligę niemiecką, bo prawdopodobnie tam w jakimś zespole będzie zmiana trenera. Wykluczyłem taką opcję. Powiedziałem, że albo PGE Spójnia będzie pierwszym wyborem, albo w ogóle. Trener nie podpisał kontraktu. Przerwaliśmy te rozmowy - tłumaczył Paweł Ksiądz.
- Drugą opcją był polski trener, który chciał przyjść do nas. Zażyczył sobie kontraktu gwarantowanego na okres 1,5 roku. Bylibyśmy zablokowani z możliwością polubownego rozwiązania kontraktu przy braku wyników - dodał prezes PGE Spójni.
- Z Markiem Łukomskim bardzo szybko się dogadaliśmy. Wiedzieliśmy dokładnie, jaka jest sytuacja trenera Łukomskiego. On bardzo chciał trenować w Stargardzie, bo to były gracz Spójni. W sobotę wieczorem się spotkaliśmy, a w niedzielę był już na treningu. Kontrakt jest tak skonstruowany, że w momencie osiągnięcia play-offów na pewno Marek Łukomski zacznie budować skład na następny sezon. Jeżeli tych play-offów nie będzie, będziemy rozmawiać w bardziej luźnej formie. Mamy również umówione pewne odstępne, jeżeli trener znajdzie lepszą ofertę, czy nam pewne wyniki nie będą pasowały. Te rzeczy są dżentelmeńsko fajnie ułożone - podsumował sternik stargardzkiego klubu.
Gościem studia przed spotkaniem z Eneą Astorią Bydgoszcz prowadzonego na facebookowym profilu PGE Spójni Stargard przez Pawła Laskowskiego był prezes Paweł Ksiądz. Oczywiście głównym wątkiem były transfery i ostatnie zmiany. Nie zabrakło ciekawych kulisów. Jeżeli jednak nie wydarzą się kolejne nieprzewidywalne rzeczy (głównie chodzi o kontuzje) to PGE Spójnia Stargard dokończy sezon w obecnym składzie. Do rotacji dojdą jeszcze pauzujący w ostatnich tygodniach Filip Matczak i Tomasz Śnieg.
- Wszystkie zawirowania w składzie zaczęły się od momentu odejścia Tarranta do Izraela. Zawodnik odszedł na własną prośbę i zwrócił się do zarządu o możliwość rozwiązania kontraktu. Po drodze były jeszcze inne rzeczy związane z tym, że zawodnik nie pojawił się na treningu. My wyznajemy zasadę, że jeżeli zawodnik nie chce grać w PGE Spójni to, nie musi grać. Z niewolnika nie ma pracownika - rozpoczął prezes PGE Spójni Stargard.
Ricky Tarrant odszedł nagle w połowie grudnia po meczu z Enea Zastalem BC Zielona Góra. Od tego momentu rozpoczęły się poszukiwania zastępcy, które tak naprawdę trwały przez ponad miesiąc. Wszystko mogło potoczyć się znacznie szybciej. Pierwszy wybór był bardzo ciekawy. Zaledwie po kilku dniach w kontekście PGE Spójni w mediach wypłynęło nazwisko Anthony "Cat" Barber. Kibice bardzo liczyli na ten transfer i okazuje się, że było blisko realizacji.
- "Cat" Barber był skautowany, jak wielu innych zawodników do Stargardu. Agenci zawodnika przyjęli propozycję. Ustaliliśmy praktycznie wszystkie warunki formalno-finansowe z zawodnikiem. Kontrakt został wysłany do zawodnika i czekaliśmy. Nie raz ten kontrakt wraca po jednym lub dwóch dniach. Tu przez trzy, cztery dni zawodnik nie odzywał się z agentem. Stwierdziliśmy po pewnym czasie dając deadline, że ten zawodnik nie będzie reprezentował PGE Spójni - tłumaczył Paweł Ksiądz.
Do Stargardu w końcówce 2020 roku przyjechał Jerome Dyson. Miał być hit, a było transferowe pudło.
- Wszyscy wiemy, jakie było CV. Przy pierwszym podpisaniu wszyscy twierdzili, że to będzie gwiazda ligi. Zawodnik sam nas przekonywał, że przygotowywał się do sezonu. Chodził na siłownię, gdzie mógł, to grał. Okazało się to, co się okazało. To jest to właśnie ryzyko. Agenci również zapewniali, że będzie wszystko OK. Grał w topowych ligach w Europie. Zdawało nam się, że ryzyko nieprzygotowania będzie mniejsze. Dawaliśmy sobie dwa tygodnie. Zawodnik był na okresie próbnym, w którym musiał przekonać sztab trenerski. Zawodnik tego okresu nie przeszedł. Mogę nawet powiedzieć, że kontrakt nie wszedł w życie. Zgodnie z klauzulą z kontraktu zawodnik na prośbę klubu wyjechał ze Stargardu - podsumował sytuację Jerome’a Dysona Paweł Ksiądz.
Dopiero dwa ostatnie transfery zakończyły poszukiwania. Podstawowym rozgrywającym jest Jay Threatt, który w obu ostatnich meczach spędzał na parkiecie ponad 30 minut. - Przyszedł nowy trener Marek Łukomski, który też swoje filozofie skautingowe wprowadził do klubu. Tak, jak zawsze ostatnie zdanie ma trener. Jay Threat grał na polskich parkietach, ale nie grał dziewięć miesięcy w koszykówkę. Trener z nim bezpośrednio rozmawiał jeszcze, jak Jay był w Ameryce. Pokazywał, że wszystko jest dobrze i ryzyko jest małe - ocenił prezes PGE Spójni.
Kontuzja Tomasza Śniega sprawiła, że do drużyny dołączył też Francis Han, który ma polski paszport. - Wiemy dokładnie, że do 15 grudnia grał w basket po 30 minut w meczach. Ryzyko nieprzygotowania było minimalne. Kwestia wprowadzenia się do zespołu, ale widząc po pierwszym meczu jednego i drugiego myślę, że tutaj trafiliśmy w dziesiątkę - przyznał Paweł Ksiądz.
Gdyby zamieszania było mało równolegle, toczyły się poszukiwania trenera. Dlaczego do PGE Spójni nie trafił ostatecznie Predrag Krunić? - Było trzech kandydatów: jeden zagraniczny i dwóch polskich. Nazwisko nie jest wielką tajemnicą. Rozmawialiśmy z trenerem Kruniciem o możliwości przyjścia do Stargardu. Mi osobiście nie spodobało się to, że trener poprosił jeszcze o trzy, cztery dni żebyśmy się wstrzymali z podpisaniem kontraktu, bo będzie obserwował ligę niemiecką, bo prawdopodobnie tam w jakimś zespole będzie zmiana trenera. Wykluczyłem taką opcję. Powiedziałem, że albo PGE Spójnia będzie pierwszym wyborem, albo w ogóle. Trener nie podpisał kontraktu. Przerwaliśmy te rozmowy - tłumaczył Paweł Ksiądz.
- Drugą opcją był polski trener, który chciał przyjść do nas. Zażyczył sobie kontraktu gwarantowanego na okres 1,5 roku. Bylibyśmy zablokowani z możliwością polubownego rozwiązania kontraktu przy braku wyników - dodał prezes PGE Spójni.
- Z Markiem Łukomskim bardzo szybko się dogadaliśmy. Wiedzieliśmy dokładnie, jaka jest sytuacja trenera Łukomskiego. On bardzo chciał trenować w Stargardzie, bo to były gracz Spójni. W sobotę wieczorem się spotkaliśmy, a w niedzielę był już na treningu. Kontrakt jest tak skonstruowany, że w momencie osiągnięcia play-offów na pewno Marek Łukomski zacznie budować skład na następny sezon. Jeżeli tych play-offów nie będzie, będziemy rozmawiać w bardziej luźnej formie. Mamy również umówione pewne odstępne, jeżeli trener znajdzie lepszą ofertę, czy nam pewne wyniki nie będą pasowały. Te rzeczy są dżentelmeńsko fajnie ułożone - podsumował sternik stargardzkiego klubu.
Materiał sponsorowany