Porozmawialiśmy o emocjach związanych z końcówką minionego sezonu, sytuacji trenera Adama Topolskiego i funkcjonowaniu klubu. Błękitni w ostatnich latach regularnie promują piłkarzy do wyższych lig. To natomiast daje szansę utrzymania się na szczeblu centralnym pomimo niewielkiego budżetu.
Patryk Neumann: Jak pan przeżył końcówkę minionego sezonu, która była bardzo nerwowa aż do ostatnich 20 minut meczu we Wronkach?
Robert Gajda, prezes Błękitnych Stargard: Tak, jak pan powiedział przeżyłem bardzo nerwowo. Zdobyliśmy bardzo dużo punktów, ale niestety do ostatniej kolejki musieliśmy się martwić o to żeby zostać w gronie II-ligowców. Nigdy do tej pory nie zdarzyło się żeby 40 punktów nie dawało utrzymania w II lidze, a teraz nawet 46 nie dało. Duża ulga, duży kamień z serca. Mam nadzieję, że teraz jak zdobędziemy podobną ilość punktów to już nie będziemy drżeli do ostatniej kolejki.
Teraz spadną tylko trzy zespoły. Teoretycznie będzie łatwiej, ale na pewno nie stracicie czujności.
- Teoretycznie tak. Trzy zespoły spadną, ale trzeba wziąć pod uwagę, jakie zespoły awansowały i jakie spadły z I ligi. Odpadły Wejherowo i Legionovia, a weszły bardzo mocne ekipy, czyli rezerwy Śląska Wrocław, Motor Lublin, Hutnik Kraków, KKS Kalisz i Sokół Ostróda. Będzie bardzo wyrównana stawka. Będzie bardzo ciężko się utrzymać. Wszyscy nam wróżą od kilku lat, że spadniemy. Udaje nam się. Mam nadzieję, że w tym roku też nam się uda.
Trenera Adama Topolskiego nie będzie już z zespołem?
- Będzie jeszcze na meczu w Kaliszu na ławce rezerwowych. Zaproponowaliśmy po meczu z Lechem trenerowi Topolskiemu żeby został z nami. Trener Topolski powiedział, że ma problemy zdrowotne. Tego nie powinno się wypominać, ale jest człowiekiem wiekowym. Jeszcze jest pracownikiem klubu. Będzie nas wspierał i pomagał, ale jeszcze do końca nie mamy na niego pomysłu. Na tę chwilę jest w klubie, a zobaczymy, jak to dalej będzie wyglądało.
Odeszło kilku zawodników, ale szybko znaleźliście ich zastępców. Czy to, że piłkarze odchodzą do I ligi i promują się w Błękitnych Stargard ułatwia poszukiwanie kolejnych młodych graczy do klubu?
- Na pewno nie jesteśmy zaskoczeni. Co roku taki exodus ma miejsce. My, jako klub żałujemy, że odchodzą tacy zawodnicy, ale jeżeli odchodzą do I ligi to cieszymy się, że tu promujemy, ale osłabiamy siebie i musimy znowu ściągać zawodników, którzy są mniej znani i mniej ograni. Mają mniejsze wymagania finansowe. Możemy z nich zrobić zawodników I-ligowych i oni znowu będą odchodzili. Tak to wygląda. Kto znał Szreka, Sadowskiego, czy Łysiaka przed tym, jak tu przyszli? Mam nadzieję, że uda nam się wypromować kolejnych graczy. Pójdą do I ligi i tak koło się kręci.
Finansowo mocno ucierpieliście na pandemii?
- Tak, jak każdy. Z drugiej strony nie jest to aż tak mocno. U nas nie ma dużych kominów płacowych. Nie ma też dużych przychodów z dnia meczowego. Nie są to jakieś duże ubytki, ale kilku sponsorów się wycofało, albo zawiesiło swoją aktywność ze względu na to, że stracili finansowo. My straciliśmy w konsekwencji. Nie narzekamy. Myślę, że budżet dopniemy na podobnym poziomie, jak był w zeszłym roku.
Czy liczy pan, że kilku wychowanków przebije się do gry w pierwszym zespole?
- To ciężko powiedzieć. Oni na pewno będą dostawali szansę. Byłbym zadowolony gdyby co roku jeden przebijał się do pierwszego składu na takie granie, jak Bartek Sitkowski. Myślę, że jest blisko jeden lub dwóch, ale to są młodzi chłopcy roczniki 2002. Chciałbym żeby, chociaż jeden wbił się do pierwszej jedenastki, bo jestem przekonany, że dwóch, trzech będzie pukało do meczowej osiemnastki.
Patryk Neumann: Jak pan przeżył końcówkę minionego sezonu, która była bardzo nerwowa aż do ostatnich 20 minut meczu we Wronkach?
Robert Gajda, prezes Błękitnych Stargard: Tak, jak pan powiedział przeżyłem bardzo nerwowo. Zdobyliśmy bardzo dużo punktów, ale niestety do ostatniej kolejki musieliśmy się martwić o to żeby zostać w gronie II-ligowców. Nigdy do tej pory nie zdarzyło się żeby 40 punktów nie dawało utrzymania w II lidze, a teraz nawet 46 nie dało. Duża ulga, duży kamień z serca. Mam nadzieję, że teraz jak zdobędziemy podobną ilość punktów to już nie będziemy drżeli do ostatniej kolejki.
Teraz spadną tylko trzy zespoły. Teoretycznie będzie łatwiej, ale na pewno nie stracicie czujności.
- Teoretycznie tak. Trzy zespoły spadną, ale trzeba wziąć pod uwagę, jakie zespoły awansowały i jakie spadły z I ligi. Odpadły Wejherowo i Legionovia, a weszły bardzo mocne ekipy, czyli rezerwy Śląska Wrocław, Motor Lublin, Hutnik Kraków, KKS Kalisz i Sokół Ostróda. Będzie bardzo wyrównana stawka. Będzie bardzo ciężko się utrzymać. Wszyscy nam wróżą od kilku lat, że spadniemy. Udaje nam się. Mam nadzieję, że w tym roku też nam się uda.
Trenera Adama Topolskiego nie będzie już z zespołem?
- Będzie jeszcze na meczu w Kaliszu na ławce rezerwowych. Zaproponowaliśmy po meczu z Lechem trenerowi Topolskiemu żeby został z nami. Trener Topolski powiedział, że ma problemy zdrowotne. Tego nie powinno się wypominać, ale jest człowiekiem wiekowym. Jeszcze jest pracownikiem klubu. Będzie nas wspierał i pomagał, ale jeszcze do końca nie mamy na niego pomysłu. Na tę chwilę jest w klubie, a zobaczymy, jak to dalej będzie wyglądało.
Odeszło kilku zawodników, ale szybko znaleźliście ich zastępców. Czy to, że piłkarze odchodzą do I ligi i promują się w Błękitnych Stargard ułatwia poszukiwanie kolejnych młodych graczy do klubu?
- Na pewno nie jesteśmy zaskoczeni. Co roku taki exodus ma miejsce. My, jako klub żałujemy, że odchodzą tacy zawodnicy, ale jeżeli odchodzą do I ligi to cieszymy się, że tu promujemy, ale osłabiamy siebie i musimy znowu ściągać zawodników, którzy są mniej znani i mniej ograni. Mają mniejsze wymagania finansowe. Możemy z nich zrobić zawodników I-ligowych i oni znowu będą odchodzili. Tak to wygląda. Kto znał Szreka, Sadowskiego, czy Łysiaka przed tym, jak tu przyszli? Mam nadzieję, że uda nam się wypromować kolejnych graczy. Pójdą do I ligi i tak koło się kręci.
Finansowo mocno ucierpieliście na pandemii?
- Tak, jak każdy. Z drugiej strony nie jest to aż tak mocno. U nas nie ma dużych kominów płacowych. Nie ma też dużych przychodów z dnia meczowego. Nie są to jakieś duże ubytki, ale kilku sponsorów się wycofało, albo zawiesiło swoją aktywność ze względu na to, że stracili finansowo. My straciliśmy w konsekwencji. Nie narzekamy. Myślę, że budżet dopniemy na podobnym poziomie, jak był w zeszłym roku.
Czy liczy pan, że kilku wychowanków przebije się do gry w pierwszym zespole?
- To ciężko powiedzieć. Oni na pewno będą dostawali szansę. Byłbym zadowolony gdyby co roku jeden przebijał się do pierwszego składu na takie granie, jak Bartek Sitkowski. Myślę, że jest blisko jeden lub dwóch, ale to są młodzi chłopcy roczniki 2002. Chciałbym żeby, chociaż jeden wbił się do pierwszej jedenastki, bo jestem przekonany, że dwóch, trzech będzie pukało do meczowej osiemnastki.
Materiał sponsorowany