Materiał sponsorowany
O porażce 76:93 z Miastem Szkła Krosno przesądziła czwarta kwarta wygrana przez gospodarzy 31:15. Rywale w kilka minut odskoczyli na 16 punktów i stargardzianie po takim ciosie już się nie podnieśli. - Chyba było widać przede wszystkim w czwartej kwarcie i generalnie w drugiej połowie, że Krosno nas zlało. To jest sfera mentalna. Na naszych twarzach, na mojej też, nie było widać takiej zaciętości, jaka powinna być i była na przykład we Włocławku, gdzie tworzyliśmy zespół - przyznaje Piotr Pamuła.
Spójnia ostatni sukces odniosła właśnie w pojedynku z Anwilem Włocławek, gdy wygrała 81:80. Trzy kolejne mecze beniaminek przegrał. Zawsze decydowała o tym fatalna czwarta kwarta. Rosa Radom wygrała ten fragment ze Spójnią 23:12, Legia Warszawa 32:9, a Miasto Szkła Krosno 31:15. O ile w spotkaniach z Rosą i Legią brakowało zawodników, to do Krosna pojechał pełny skład, więc można było się spodziewać lepszego rezultatu.
- Nie będziemy się tłumaczyć, że trenowaliśmy w sześciu, że ktoś był chory. Było nas 12 chłopaków i ten mecz był do wygrania. My to przegraliśmy. Daliśmy ciała, jako zawodnicy i za czwartą kwartę, jako zespół powinniśmy się wstydzić. Mam nadzieję, że każdy z nas ma w sobie takie poczucie, że dał ciała. Mówię o każdym zawodniku bez żadnego wyjątku. Statystycznie może ktoś wyglądał dobrze, ale jako zespół tragedia w drugiej połowie i każdy musi to sobie wziąć do serca. Musimy zacząć się bić, bo zwycięstwem we Włocławku nie utrzymamy się w lidze - dodaje koszykarz, który w sobotę zdobył 11 punktów.
Do Krosna ze Spójnią powróciło kilka osób związanych wcześniej z Miastem Szkła. To Dawid Bręk, Wojciech Fraś i drugi trener Kamil Piechucki. Swoją przygodę z polską ligą miał również w Krośnie rozpocząć Nick Madray, ale na debiut w EBL doczekał się dopiero po przenosinach do Spójni. - Zawsze miło wracać do miejsc, w których się grało. Tym bardziej, że mieliśmy tutaj super ekipę. Sukcesy również były - mówi Dawid Bręk. Rozgrywający z Miastem Szkła Krosno awansował do EBL przegrywając w rundzie zasadniczej I ligi tylko jeden mecz. Jako beniaminek ekipa z Podkarpacia również prezentowała się dobrze, bo odniosła 15 zwycięstw, a w pierwszej części sezonu była nawet w czołowej ósemce, co zapewniło jej udział w finałowym turnieju o Puchar Polski.
- Pod względem sportowym powrót do Krosna nie był udany. Przyjeżdżaliśmy tutaj żeby wygrać. Nie udało się. Na gorąco trudno powiedzieć, co zaważyło. Na pewno w obronie daliśmy kilka łatwych pozycji. Loveridge rozstrzelał się i później ciężko było go zatrzymać. Myślę, że on zrobił przewagę. Do tego nie realizowaliśmy dokładnie założeń, jakie mieliśmy przed meczem. To pozwoliło dużo łatwiej grać zespołowi z Krosna. Daliśmy się odrzucić od kosza. Zaczęliśmy rzucać więcej z dystansu zamiast atakować kosz. To nie był nasz plan na mecz żeby rzucać tak mocno z obwodu, a w decydujących fragmentach do tego nasza gra się ograniczyła - analizuje Dawid Bręk.
Jak widać do poprawy jest wiele. Na szczęście przed kolejnym meczem będzie na to trochę czasu. Spójnia trzy najbliższe spotkania rozegra u siebie. Do Stargardu przyjadą MKS Dąbrowa Górnicza (9 grudnia godz. 15:00), Stelmet Enea BC Zielona Góra (16 grudnia godz. 19:00) i GTK Gliwice (23 grudnia godz. 15:00).